Jak łowić jerkbaitami

Jerkbaity – podstawowe techniki połowu

O jerkbaitach pisze się ostatnio sporo. W większości krajów europejskich postrzegane są one jako mała rewolucja w dziedzinie połowu ryb drapieżnych. Wciąż jednak istnieje spory niedosyt wiedzy na temat różnych typów i wersji jerkbaitów i technik łowienia nimi. Błędy w użytkowaniu tych nowych dla wielu wędkarzy przynęt, skutkują z kolei szybkim zniechęceniem i odrzuceniem ich jako kolejnego, bezużytecznego wynalazku. Chciałbym, aby ta garść podstawowych informacji przyczyniła się do popularyzacji castingu i samych jerkbaitów.

     Pierwszym błędem popełnianym przez wielu początkujących adeptów jerkingu jest zła konstrukcja zestawu. To prawda, że nie trzeba koniecznie od razu kupować specjalnej wędki castingowej z pazurem i multiplikatora. Na początek w zupełności wystarczy krótkie (1,9 – 2,3 m) i mocne, klasyczne wędzisko i porządny kołowrotek o stałej szpuli. Porządny to znaczy raczej z wyższej półki. Słabsze modele mogą nie wytrzymać nawet jednego sezonu. Bez wątpienia jednak aby w pełni poznać tajniki łowienia jerkami i wykorzystać ich siłę należy w końcu pomyśleć o tradycyjnym zestawie castingowym. Drugą istotną sprawą jest zrozumienie intencji producenta danej przynęty. Każdy jerkbait optymalnie pracuje a więc i działa na drapieżniki, jeśli jest odpowiednio poprowadzony. Rola prezentacji przynęty znana jest we wszystkich dziedzinach wędkarstwa. W przypadku jerkbaitów jednak ma to szczególne znaczenie.

Aby lepiej zrozumieć zasady dotyczące prezentacji tych tajemniczych przynęt, przyjrzyjmy się podstawowym ich typom. Jedne z nich wymagają dość ostrego szarpania wędziskiem, inne delikatnego podciągania a jeszcze inne pracują nawet ściągane jednostajnie. Należy jednak pamiętać, że zwykle najskuteczniejsza okazuje się jak najbardziej urozmaicona praca przynęty. Uzyskujemy to poprzez opanowanie cyklicznych podciągnięć i podszarpnięć połączonych z błyskawicznym likwidowaniem luzów linki. Bardzo istotne są również pauzy między kolejnymi ruchami. Aby poznać optymalną dla danej przynęty kombinację tych elementów należy poćwiczyć różne techniki na płytszej wodzie o dużej przezroczystości. Nasz wabik ma jak najlepiej udawać chorą, osłabioną rybę, która na próżno próbuje zanurkować głębiej. Szybkość i siła ruchów wędziska to już kwestia treningu. Wiele jerkbaitów szarpanych zbyt mocno ma tendencję do zaczepiania dolną kotwicą o linkę. Te należy traktować delikatniej. Inaczej oczywiście pracujemy jerkami tonącymi a inaczej pływającymi, nawet tego samego typu. Wreszcie, po osiągnięciu pewnego stopnia wtajemniczenia, stając nawet nad nową wodą, wiemy którą przynętę z naszej kolekcji wybrać i jak ją zaprezentować.

Omawianie instrukcji obsługi jerkbaitów zacznijmy najbardziej klasycznych modeli. Do nich zaliczymy takie przynęty, jak

„Suick”, Musky Mania „Burt”, Fudally „Reef Hawg” i Salmo „Jack”

Typowe jerkbaity - Suick, Burt, Salmo Jack, Reef Hawg

Prowadzone jednostajnie nie wykazują one skłonności do najmniejszego ruchu. Dlatego też wielu wędkarzy już po pierwszych rzutach pochopnie zalicza je do wędkarskich zabawek, które może gdzieś tam w Ameryce są skuteczne ale nie u nas. Nic bardziej błędnego. Każda z tych przynęt złowiła niewiarygodną wprost ilość okazów Esoxa. Myślę, że tajemnica ich skuteczności tkwi w niemal doskonałym imitowaniu ruchów małych szczupaków. Każdy chyba kiedyś widział czym się te ruchy charakteryzują. Przypomina to bardziej wolne przesuwanie się w toni lub skoki do przodu i w bok niż „normalne” rybie pływanie. Tak też należy prezentować naszą przynętę.

Z uwagi na brak steru głębokości, podczas zwijania linki opór jaki stawiają wszystkie jerkbaity jest minimalny. Stąd niezmiernie ważne podczas łowienia tymi przynętami jest nieustanne skupienie wędkującego i kontrola ich pracy. Ekstremalnym przykładem, nawet w całej rodzinie jerkbaitów są wymienione w tytule klasyki – Suick, Burt czy Salmo Jack. Otóż po najdelikatniejszym nawet szarpnięciu, mają one tendencję do dalekiego szybowania w stronę wędkarza. Rzadko skręcają przy tym na boki a ich tor można opisać krzywą „piłokształtną”.

Łowienie klasycznym, pływającym jerkbaitem

Niezwykle ważne a jednocześnie trudne jest więc w tym przypadku nieustanne utrzymywanie choćby minimalnego naprężenia linki. Bez tego nie ma mowy o wykonaniu zacięcia w momencie brania. Efekt jest taki, że zwykle zacięcia są nieco spóźnione i sporo ryb niestety „spada” w pierwszych sekundach holu.

Prezentując technikę łowienia tymi przynętami należy zwrócić uwagę na różnice w posługiwaniu się modelami pływającymi i tonącymi. Generalnie jerkbaitów pływających używamy w miejscach o głębokości 0,5 – 3 m a tonących 2 – 5 m.

Do omówienia techniki posłużymy się przykładem Jacka 18 firmy Salmo. Po wykonaniu rzutu zatapiamy przynętę kilkoma płynnymi pociągnięciami. Ich ilość uzależniona jest od głębokości łowiska. Maksymalną głębokość nurkowania – czyli ok. jednego metra - Jack osiąga już po dwóch, trzech ruchach. Tak więc na półmetrowej płyciźnie wystarcza jeden ruch po którym można nawet pozwolić przynęcie wypłynąć na powierzchnię. Również długość pociągnięć musi być uzależniona od głębokości łowiska. Maksymalne zanurzenie osiągamy pracując wędziskiem od poziomu bioder do powierzchni wody. Zdarza się jednak, że aby wyprowadzić przynętę z trzcin lub precyzyjnie przemknąć między wynurzonymi roślinami, musimy trzymać wędzisko uniesione w górę, szarpiąc tuż pod powierzchnią. Następnie w miarę zwiększania się głębokości, opuszczamy szczytówkę w kierunku wody. Po każdym podciągnięciu Jack nurkuje co jakiś czas lekko zbaczając z drogi lub wyskakując w kierunku jej powierzchni. Jednocześnie kołysze się delikatnie gdy zastyga na moment głową w dół.

Jeśli średnia głębokość łowiska jest większa niż 2 m, lepiej zastosować wersję tonącą. Akcja tonącego Jacka nieznacznie różni się od akcji pływającego. Nieco „chętniej” ślizga się on do przodu ale delikatne drgania w czasie postoju są bardzo podobne. Przynęta tonie wtedy powoli ciągle delikatnie kolebiąc się na boki. Działa to na duże szczupaki jak przysłowiowa płachta na byka.

Łowienie jerkbaitem tonącym

Jeśli łowimy w pobliżu brzegu, gdzie dno ostro opada do 4-5 m pod łodzią, należy wykorzystać fakt, że przynęta jest tonąca. Po rzucie odczekujemy aż osiągnie ona odpowiednią głębokość i rozpoczynamy serię długich, spokojnych pociągnięć, przerywanych postojami w czasie których nasz przynęta tonie. Wszyscy wiedzą jak doskonałym łowiskiem szczupaków jest skraj głębokich trzcin. Jeśli nie są one zbyt gęste warto zaryzykować i wrzucić przynętę jak najdalej i odczekać dosłownie 1-2 sek. Następnie rozpoczynamy szarpanie ze szczytówką uniesioną ku górze. Po wyprowadzeniu przynęty z trzcin stopniowo opuszczamy ją pozwalając Jackowi nurkować głębiej.

Bardzo skutecznym i sprawdzonym patentem jest dołączenie do arsenału podciągnięć i podszarpnięć, delikatnego ruchu nadgarstkiem, który powinien kończyć każdy ruch przynęty. Tak więc każde podciągnięcie wykonujemy wykorzystując ruch całych ramion – od dłoni po barki. Na końcu jednak lekkim ruchem nadgarstka dodajemy przynęcie nieco więcej wigoru. Działa to nieźle w przypadku obu wersji Jacka. Również obie wersje stawiają przed wędkującym wysokie wymagania dotyczące kontroli luzów linki.

Tak więc skuteczne łowienie klasycznymi jerkbaitami, takimi jak Salmo Jack, Burt, Reef Hawg czy Suick, polega na perfekcyjnym opanowaniu i zsynchronizowaniu ruchów wędziska i pracy kołowrotka kasującego luzy powstające na lince po każdym szarpnięciu. Są to najtrudniejsze w „obsłudze” sztuczne przynęty. Trud włożony w naukę opłaca się jednak sowicie. Warto się trochę pomęczyć aby w końcu ujrzeć ogromną paszczę zamykającą się na naszym Jacku w miejscu, w którym wszyscy łowili zawsze 1-2 kg szczupaczki.

Kolejną grupą jerkbaitów są przynęty, które nie wymagają zbyt ostrego szarpania. Do uzyskania dobrych efektów zwykle wystarczają delikatne i niezbyt długie podciągnięcia. Są to tzw.

Pullbaity

Za przykład mogą tu posłużyć szwedzki „Zalt”, amerykański „Beliver” czy polski Salmo „Fatso” albo „Warrior”.

Pullbaity - Zalt, Salmo Fatso i Salmo Warrior

Trudno wyznaczyć wyraźną granicę między klasycznymi jerkbaitami i pullbaitami. Ważne jest, aby samemu wypracować jak największy arsenał podciągnięć i podszarpnięć i dopasować go do konkretnych przynęt. Po pewnym czasie sami będziemy w stanie klasyfikować swoje jerkbaity do różnych podgrup a być może nawet tworzyć całkiem nowe rodziny przynęt. Omawiając pullbaity posłużę się wynalazkiem firmy Salmo wprowadzonym na rynek w roku 2001. Był to pullbait o nazwie Fatso, który z miejsca zdobyła wielkie uznanie i rozgłos wśród europejskich łowców drapieżników. Jak twierdzili właściciele sklepów w Holandii była to pierwsza od kilkudziesięciu lat przynęta, po którą ustawiały się kolejki! Ta swoista hybryda jerkbaita i wobblera w krótkim czasie udowodniła że mimo swojej dość dużej wielkości (14 cm) potrafi skusić do brania nie tylko wielkie szczupaki ale też ogromne sandacze.

Ogromny sandacz łowiony na pullbaita almo Fatso 14 w Holandii

Technika łowienia na Fatso jest bardzo prosta. Dzięki swojej unikalnej konstrukcji, przynęta ta pracuje świetnie nawet ściągana jednostajnie. Kolebie się wtedy na boki jak błystka wahadłowa. Czasami właśnie taka, bardzo oszczędna praca okazuje się najskuteczniejsza. Nazwaliśmy ją „Moniek style” od imienia wynalazczyni tej techniki – Moniek Rozemeijer.

Moniek udododniła wiele razy, że na łowisku warto obserwować jej techniki prezentacji Fatso

Zwykle jednak najlepiej działa kombinacja „Moniek style” i miękkich podciągnięć, które sprawiają, że Fatso błyska zwodniczo bokami zwracając uwagę drapieżników. Opór stawiany przez Fatso jest nieco większy niż np. Jacka ale ciągła kontrola naprężenia linki jest tu równie ważna. W zależności od stosowanej wersji i głębokości łowiska, po rzucie rozpoczynamy zwijanie linki lub odczekujemy chwilę, aż przynęta zatonie na odpowiednią głębokość. Dalej prowadzimy naszego pullbaita wspomnianą wyżej techniką. Newralgicznym punktem techniki jerkowania, polegającej na cyklicznych podciągnieciach i szarpnięciach wykonywanych szczytówką wędziska, są momenty postoju przynęty między kolejnymi ruchami wędziska. Z jednej strony zdecydowana większość brań następuje właśnie wtedy. Z drugiej zaś, z uwagi na trudne do uniknięcia luzy linki, które wówczas występują, najtrudniej jest wtedy skutecznie zaciąć atakującą rybę. Problem ten występuje w różnym nasileniu, uzależnionym od doświadczenia wędkarza ale też od warunków panujących na łowisku. Ideałem jest łowienie z zakotwiczonej łodzi w bezwietrzną pogodę. Nie od dziś jednak wiadomo, że brak wiatru to najgorsza pogoda na drapieżniki a najskuteczniejszą taktyką jest szybkie sprawdzanie potencjalnych miejscówek z dryfującej łodzi. Wiatr mamy wówczas z boku co dodatkowo utrudnia obserwowanie linki i kontrolę nad przynętą. Tak powstała technika łowienia pullbaitami, która pozwala w dużym stopniu zmniejszyć ilość pustych brań i poprawić jakość zacięcia. Polega ona na utrzymywaniu wędziska w tej samej linii co linka i unikaniu ruchów szczytówki. Niezbędne przyspieszenia akcji przynęty uzyskujemy po prostu przez okresowe przyśpieszenie tempa nawijania linki na kołowrotek. Efekt jest identyczny a unikamy niebezpiecznych momentów utraty kontroli i dodatkowo zwiększamy zakres ewentualnego zacięcia. Atak drapieżnika rejestrujemy wówczas nawet jako drgnięcie lub nagłe poluzowanie linki. Tak więc obserwowanie jej, szczególnie w momentach „postoju” jest bardzo ważne.

Wbicie dużych kotwic nie jest proste. Nawet jeśli używamy do tego krótkiej i sztywnej wędki castingowej oraz plecionki nie należy lekceważyć siły zacięcia. Jeśli łowimy klasycznie a branie nastąpi w momencie gdy kończymy podciągnięcie szczytówką , na zacięcie zostaje niewiele miejsca. Łowiąc prezentowaną techniką zdecydowanie zwiększamy dostępny kąt zacięcia.

Małą modyfikacją tej techniki jest tzw. „Speedy Gonzales”. Warto tego spróbować kiedy mimo naszych wysiłków szczupaki nie wykazują zainteresowania innymi sposobami. Należy po prostu okresowo przyśpieszyć zwijanie linki do prędkości na jaką nas stać! Następnie przerywamy zwijanie na 2-3 sek. i powtarzamy wszystko jeszcze raz. Trudno to wytłumaczyć ale czasami taki prosty zabieg powoduje nieprawdopodobne efekty w postaci agresywnych brań. Można się wtedy przekonać jak szybki jest drapieżnik jeśli zdecyduje się pochwycić ofiarę. Często widać jak goni przynętę kilka metrów by uderzyć przy samej burcie. Nigdy nie odgadniemy wszystkich tajemnic drapieżników i to chyba w wędkarstwie jest najpiękniejsze!

Glidery

Glidery są najwdzięczniejszą i najłatwiejszą w posługiwaniu się rodziną jerkbaitów. Jeśli ktoś ma zamiar rozpocząć swoją przygodę z jerkbaitami, to zdecydowanie powinien najpierw wziąć do ręki glidera. W ofercie światowych producentów występuje wiele przynęt tego typu. Na zdjęciu prezentuję tylko kilka z nich – są to niemiecki Piketime „Bufallo”, amerykański ERC „Hellhound” i River Run „Manta” oraz polski Salmo „Slider”.

Typowe glidery - Hellhound, Buffalo, Salmo Slider i Manta

Nazwa rodziny pochodzi od angielskiego słowa „to glide” – ślizgać się, szybować – i bardzo obrazowo opisuje pracę tych przynęt. Dzięki specyficznej budowie i wyważeniu glidery po każdym szarpnięciu szczytówką, szybują na zmianę w lewo i w prawo. Niektóre z nich w momentach postoju (niezależnie od tego, czy wypływają, czy opadają) kolebią się delikatnie na boki. Jest to dodatkowy atrybut, który cechuje tylko najlepsze glidery. Nieprawdopodobnie zwiększa on skuteczność przynęty zwłaszcza w okresach mniejszej aktywności drapieżników.

Piękne w gliderach jest również to, że można nimi łowić na bardzo wiele sposobów i żaden nie jest zły. To znaczy żadna z tych technik nie wyróżnia się w wyjątkowy sposób jeśli chodzi o skuteczność.

Aby jednak mówić o w pełni świadomym łowieniu na glidera należy postarać się jak najlepiej opanować technikę podstawową czyli tzw. klasyczną zwaną przez amerykanów „walk the dog” czyli spacer psa. Polega ona na wprowadzeniu przynęty w serię naprzemiennych ślizgów, oddzielonych różnej długości przerwami. Amplitudę ślizgów kontrolujemy za pomocą skracania bądź wydłużania czasu ich trwania. Im dłużej pozwolimy przynęcie szybować, tym dalej ma szansę odpłynąć. Oczywiście dystans na jaki odpływa glider jest wprost proporcjonalny do jego wielkości – im większy – tym dalej potrafi odpłynąć. Nie należy raczej dopuszczać do maksymalnego wykorzystania tych możliwości. Łatwo wtedy stracić kontrolę nad przynętą i w efekcie przegapić branie. Należy samemu decydować o długości każdego ślizgu kończąc go kolejnym szarpnięciem. Znowu chodzi o to, aby w możliwie najlepszy sposób utrzymywać kontrolę nad przynętą. Szczególnie istotna jest ona w momentach przerw w zwijaniu linki, kiedy przynęta wypływa lub opada. W sprzyjających okolicznościach (brak wiatru) opad taki może trwać nawet kilkanaście sekund. Osiągamy wówczas głębokości nieosiągalne przy ciągłym prowadzeniu przynęty. W takim wypadku najlepiej jest trzymać wędzisko uniesione ku górze i uważnie obserwować napięcie linki. Na Ryc. ...  przedstawiono wykorzystanie tej metody do obłowienia górki podwodnej. Lepiej jest w takim wypadku ustawić łódź na szczycie górki i rzucać w kierunku głębokiej wody. Znając z grubsza głębokość w miejscu w które rzucamy oraz prędkość opadania przynęty, pozwalamy jej opaść stosując prostą metodę odliczania. Następnie przy pomocy omówionej klasycznej techniki z dłuższymi przerwami prowadzimy przynętę do łodzi.

Bertus Rozemeijer - ojciec europejskiego castingu i jerkbaitów ze szczupakiem złowionym na Slidera Salmo

Dużo prostszą choć wbrew pozorom również wymagającą sporej koncentracji, jest tzw. technika szerokich łuków. Jak sama nazwa wskazuje nasza przynęta płynie wówczas zygzakiem, zataczając szerokie łuki w lewo i w prawo. Tego rodzaju akcję uzyskujemy wykonując długie, łagodne pociągnięcia wędziskiem. Po każdym pociągnięciu oczywiście jak najszybciej „doganiamy” szczytówką przynętę kasując luz linki. Niestety mimo wysokiego nawet stopnia koncentracji łowiącego trudno jest łowiąc tą techniką uniknąć pustych brań. Jeśli atak drapieżnika następuje w momencie, gdy szczytówka jest odchylona do tyłu po kolejnym pociągnięciu, niezmiernie trudno jest wykonać skuteczne zacięcie.

Bez wątpienia najprostszą ale czasami bardzo skuteczną techniką jest modyfikacja wspomnianej „Moniek style”. Polega to po prostu na wolnym i równomiernym zwijaniu linki. To niesamowite ale czasami właśnie taka oszczędna akcja okazuje się zabójcza w danych warunkach.

Najczęściej jednak najskuteczniejsza okazuje się technika mieszana – łącząca w sobie kilka stylów łowienia. Tak więc warto połączyć kilka z nich nawet w jednym rzucie. Szczególnie na nowym łowisku, kiedy jeszcze nie poznaliśmy upodobań miejscowych drapieżników.

     Większość gliderów występuje w wersjach pływającej i tonącej. Wielu wędkarzy uważa że wystarczy mieć tylko tonący model aby łowić skutecznie w każdych warunkach. Obławianie wiosennych płycizn (0,5 – 1 m) wielokrotnie udowodniło jednak, że pływający model skutecznością przebijał w takich miejscach tonący i to kilka razy!

Połów gliderem na płyciźnie

Glidery pływające wybieramy więc do obławiania miejsc o głębokości 0,5 – 2 m. Tonących używamy od 1,5 do 5 m.

Zasada łowienia obiema wersjami przynęt jest nieco inna. Łowiąc modelem pływającym maksymalną głębokość nurkowania (0,5 – 1m) uzyskamy pracując wędziskiem w sposób zdecydowany i szybki (oczywiście szczytówka w dół). W przypadku modelu tonącego aby zanurkować głębiej pracujemy wolno i płynnie, dając przynęcie czas na zatonięcie. Prowadzenie obu wersji blisko powierzchni jest łatwiejsze. Niezastąpiona jednak do obławiania płycizn jest rzecz jasna wersja pływająca. Prowadząc glidera po powierzchni, przerywając zwijanie linki po kilku ślizgach (np. w okolicy większej kępy grążeli) i pozwalając mu poleżeć nawet kilka sekund w rozchodzących się kręgach, jesteśmy w stanie wywabić z gąszczy najbardziej nawet leniwego drapieżnika. Takie brania pamięta się ponadto bardzo długo!

Połów gliderem nad górką podwodną

Na koniec chciałbym wszystkim życzyć wytrwałości w odkrywaniu nowych przynęt i technik wędkarskich. Zapewniam że warto! Jestem pewien, że każdy, kogo nie zniechęcą pierwsze niepowodzenia, prędzej czy później zostanie miłośnikiem tej wciąż mało znanej u nas metody połowu drapieżników. Z jerkbaitami na nowo odkryjecie znane sobie łowiska i złowicie ryby, o których istnieniu nie mieliście pojęcia! Będzie to jak odkrycie nowego, wędkarskiego lądu.  Niestety istnieje niebezpieczeństwo, że zostaniecie fanatykami castingu. Ten rodzaj fanatyzmu wydaje się jednak dość niegroźny i całkiem przyjemny!

Piotr Piskorski

Udostępnij

Jak łowić jerkbaitami Z notatnika praktyka czyli Tips & Tricks Jerkbait, Szczupak

Data utworzenia

ndz., 30/05/2021 - 05:40

Data modyfikacji

pt., 30/07/2021 - 17:07