SZCZUPAKI – NASZE BOGACTWO NATURALNE

Tekst ten pojawił się na łamach pisma Wiadomości Wędkarskie wiosną 2003r. Tak więc zaprezentowane w nim dane nie są najświeższe. Postanowiłem jednak przypomnieć go tutaj ponieważ moim zdaniem większość zaprezentowanych w nim tez jest wciąż jak najbardziej aktualna.

  Myślę, że jest najwyższy czas podyskutować o tragicznej sytuacji szczupaka w naszych wodach i bardzo dobrze się stało, że redakcja WW jako pierwsza udostępniła w tym celu swoje łamy. Jak sugeruje tytuł chodzi o bezwzględną konieczność podjęcia wszelkich działań w kierunku ochrony tego gatunku. Moim zdaniem szczupak, jako cenna zdobycz wędkarska jest gatunkiem ginącym w naszych wodach, co może dla wielu z nas być stwierdzeniem dziwnym. Pojęcie „gatunek ginący” kojarzy się bardziej z  łososiem lub jesiotrem (który w zasadzie już dawno w naszych wodach wyginął). Tragiczną sytuację naszego sztandarowego drapieżnika w polskich wodach potwierdzą jednak z pewnością wędkarze z wieloletnim doświadczeniem. Jeszcze w latach 60tych nasze wody śmiało konkurowały pod względem liczebności populacji szczupaków z najlepszymi na świecie. Czytając relacje wędkarzy z tego okresu z Mazurskich jezior po prostu nie chce się wierzyć. Nie zapomnę na przykład konkluzji olsztyńskiego łowcy tych drapieżników zamykającej opis połowów na jez. Wulpińskiego. Brzmiała ona mniej więcej tak: „... i dało by się złowić tych szczupaków sporo jednak dużo czasu zajmuje hol, gdyż często są to okazałe sztuki”!  Aktualną sytuację zna chyba każdy z nas. Nasze jeziora to w znacznym stopniu szczupakowe pustynie (również Wulpińskie). Tak w każdym razie oceniają te wody wędkarze. Niewiele lepiej sytuacja wygląda na rzekach i to głównie tych największych, na odcinkach nie eksploatowanych przez rybaków zawodowych.

Oczywiście zarówno większości jezior i rzek naszego kraju szczupaka da się złowić. W okresach dobrego żerowania – w maju czy jesienią, w niektórych wodach, fachowcy są w stanie złowić nawet kilka szczupaków jednego dnia. Są to jednak z reguły sztuki o długości 40 – 50 cm. Trzykilogramowy zębacz to już nie lada wydarzenie. Właśnie – największym problemem jest złowienie okazu. Dlaczego? Jest to wynik wieloletniej eksterminacji tego gatunku w polskich wodach, prowadzonej wszelkimi metodami, przez wszystkich użytkowników wód – zarówno tych legalnych, jak i nielegalnych. Korzenie „szczupakobójstwa” sięgają lat 60-tych, kiedy to postanowiono „przerobić” wiele dużych jezior na sielawowe lub karpiowe. Pierwszym zaleceniem było w takim wypadku wytępienie szczupaków jako groźnych szkodników. Na celowniku znalazły się głównie sztuki większe (powyżej 2 kg), które jak stwierdzono, przynoszą więcej strat w pogłowiu ryb niż pożytku. Pojęcia takie, jak „szkodnik” czy „chwast” wymyślił oczywiście człowiek, który paradoksalnie sam jest największym szkodnikiem w ekosystemie. Swoją działalnością zaburza harmonię w ekosystemach wodnych a później próbuje ratować sytuację usuwając skutki a nie przyczyny tych zaburzeń. Na dodatek wszystkie te działania napiętnowane są (szczególnie u nas), znaną pazernością, brakiem wyobraźni i prawdziwej troski o środowisko. Problem polega na tym, że w zasadzie wszyscy chcą łowić szczupaki i jeśli już łowią, to je zabijają.

 

KŁUSOWNICY

 

bez żadnych skrupułów wybijają ikrzyce na tarliskach wszelkimi metodami. W ubiegłym roku na jednym z podolsztyńskich jezior, słynących niegdyś z licznej populacji szczupaka, rybacy ściągnęli pewnego marcowego dnia kilkadziesiąt wontonów i drygawic postawionych na tarlisku przez kłusoli. Z przekazów ustnych wiadomo, że było to zaledwie około 30% „sprzętu” jakim dysponują miejscowi złodzieje! Masowa rzeź tarlaków odbywa się na wszystkich dopływach i rowach łączących się z głównymi akwenami. Szczupaki wybierają coraz częściej te właśnie miejsca z uwagi na lawinowy zanik bardziej „tradycyjnych” miejsc tarłowych. Tu z kolei kłania się degradacja środowiska. Składają się na nią zanieczyszczenia pochodzące z ośrodków wypoczynkowych, daczowisk i gospodarstw rolnych oraz wycinanie trzcinowisk. Efektem tych działań jest spadek przejrzystości wody, zanik roślinności podwodnej – niezbędnej zarówno do tarła, jak i do bytowania drapieżnika.

- A rybacy to święci?! – zapytacie. Łowią szczupaki cały rok a najwięcej przed tarłem -  pod pozorem konieczności pozyskania produktów płciowych i późniejszych zarybień! Tu temat nie jest tak łatwy. W wielu regionach kraju spółki rybackie są jedynym podmiotem, który prowadzi zarybienia szczupakiem. I należy stwierdzić, że na terenach dzierżawionych przez te spółki w ostatnich latach (od 1991) zarybienia rosną przynosząc wymierne efekty w połowach (w roku 2000 były one rekordowe od początku lat 70tych!). Prawdą natomiast jest, że tarlaki szczupaka traktowane są dość niefrasobliwie. Odławiane często zbyt wcześnie, przetrzymywane bez sensu w tragicznych warunkach, trafiają nierzadko pod nóż. Chodzą słuchy, że najłatwiej w ten sposób załatać dziury w budżecie na przednówku.  Trzeba jednak przyznać, że wśród rybaków wielu jest ludzi pracowitych i uczciwych, cechujących się troską o przyszłość wód na których gospodarują. Problemem na razie nie do rozwiązania wydaje się jednak rewolucyjna zmiana świadomości tych ludzi w kierunku wizji rybactwa działającego w służbie wędkarstwa. Już dawno temu stwierdzono w wielu krajach świata, że kilogram mięsa rybiego pozyskany siecią przynosi średnio 10ciokrotnie mniejsze wpływy do budżetu niż ten sam kilogram pozyskany przez wędkarza! Myślę, że tu leży pogrzebany ten przysłowiowy szczupak! Rybacy traktują ten gatunek jak każdy inny. Ma po prostu przynieść wymierne korzyści gospodarcze. A jaki szczupak przynosi największe korzyści? Taki, który mało je a szybko rośnie. Kryteria te spełnia drapieżnik o masie maksymalnie 1 kg! Po osiągnięciu dojrzałości płciowej aby osiągać podobne przyrosty co „za  młodu” musi on zjadać niemal dwukrotnie więcej. W naszych jeziorach prowadzi się więc coś w rodzaju podchowu szczupaka często w cyklu jednorocznym. Wydajność z hektara rośnie a wędkarze polujący na „normalne” szczupaki tego nie są w stanie zauważyć bo nie interesują ich ryby poniżej kilku kg.

No a my – wędkarze, czy nie mamy sobie niczego do zarzucenia? I czy w ogóle powinniśmy narzekać? Przede wszystkim powinniśmy bić się w piersi i to oburącz! Rozmawiając z rybakami o „problemie szczupakowym” zwykle słyszy się to samo. Wędkarze, w szczególności ci z większych miast, dokonują regularnych spustoszeń w pogłowiu szczupaków niedługo po zarybieniach. Masowo, bez żadnych skrupułów odławiają po kilkanaście zębatych o długości 30 – 40 cm. A o powszechnym stosowaniu metody „złów i wypuść” możemy na razie jedynie pomarzyć! Nieliczni stosujący tę zasadę uważani są wśród swoich znajomych w najlepszym wypadku za niegroźnych wariatów.

Jestem pewien, że wielu z Was nie uwierzy w to co teraz napiszę. Są to jednak wyniki badań Zakładu Ekonomiki Rybactwa Instytutu Rybactwa Śródlądowego, który problemami gospodarki rybacko – wędkarskiej zajmuje się od wielu lat. Analiza odłowów rybackich (księgi jeziorowe)  i wędkarskich (dobrowolnie wypełniane ankiety) z 60ciu największych gospodarstw polskich wskazuje niezbicie, że -

 

WĘDKARZE ŁOWIĄ TRZY RAZY WIĘCEJ SZCZUPAKÓW NIŻ RYBACY!

Czy w maszych wodach pływają takie szczupaki?

     Już słyszę Wasze komentarze – akurat – rybacy napiszą prawdę w tych swoich księgach! We wspomnianych spółkach, sytuacja zmieniła się diametralnie od kiedy przeszły w ręce prywatne. Właściciel pilnuje przecież swojej własności i nie pozwoli aby ktoś go okradał. Stąd zapisy ksiąg należy traktować bardzo poważnie. Tak więc średni odłów rybacki wynosi 15,4 kg/ha z czego 7,8% czyli 1,2 kg/ha to szczupak. Wędkarze zaś odławiają z tych samych jezior 33,4 kg/ha z czego aż 12,9% czyli 4,3 kg/ha top szczupak! Trzeba tu dodać, że w badaniach tego rodzaju, aby były jak najbardziej wiarygodne, odrzuca się tzw. wartości skrajne. Nie bierze się pod uwagę tych zbyt odbiegających od średniej w dół ani w górę. Analiza tych danych przynosi jednak często ciekawe wnioski. Tak na przykład pojawiło się 10 ankiet z okolic Mrągowa w których wędkarze szacują swoje połowy roczne na ... 300 do 600 kg! Wędkarze ci przyznają jednocześnie, że interesują ich wyłącznie ryby cenne – węgorz, sandacz i szczupak. Prowizoryczne szacunki wskazują, że tylko tych dziesięciu wędkarzy (?) odłowiło w 2000 roku z kilku jezior w okolicach Mrągowa. ... około 2 ton szczupaków! Bliższe badania wykazały, że wszyscy mieszkają około 1 km od wody i spędzają ponad 100 dni na wędkowaniu. Normalną procedurą na Mazurach stało się skupowanie ryb od wędkarzy do rodzących się jak grzyby po deszczu smażalni. Nie sądzę abyśmy sami sobie z tym poradzili. Przydał by się tu jakiś plan ochrony ryb, konkretne decyzje poparte środkami i działaniem specjalnej policji na wzór amerykańskiej Fish & Game.

A jak jest na wodach PZW? Może ktoś mnie wyręczy w ocenie działalności brygad rybackich na naszych, związkowych wodach?

     Kto więc jest największym „szkodnikiem”? A może kormorany lub wydry jak sugerują niektórzy prywatni hodowcy? Z pewnością trudno byłoby to teraz rozstrzygnąć. Nie o tym chciałem zresztą pisać. Musimy natomiast moim zdaniem zacząć sprzątanie od własnego podwórka. Bez edukacji i zwiększenia świadomości wędkarskiej braci na temat kluczowej roli drapieżników, a w szczególności szczupaka w ekosystemie, nie da się zrobić nawet kroku do przodu. Spróbujmy więc zastanowić się właśnie jaka jest -

 

ROLA SZCZUPAKA W EKOSYSTEMIE.

 

     Mało kto dyskutuje już teraz na szczęście z twierdzeniem, że bez drapieżników nie może być mowy o zdrowym i poprawnie funkcjonującym ekosystemie. Pełnią one bowiem rolę selekcjonerów zapobiegających nadmiernemu rozrostowi populacji innych gatunków. Dzięki drapieżnikom ryby w danym zbiorniku są zdrowsze i  szybciej rosną (mniejsza konkurencja pokarmowa w obrębie jednego gatunku). Mało kto jednak wie, że drapieżniki wpływają również pośrednio na stan środowiska. Dzięki nim woda w danym jeziorze jest bardziej czysta! Doskonałym bioregulatorem czystości wód jest właśnie szczupak. Należy przypomnieć w tym miejscu jak wygląda skrócony łańcuch pokarmowy w typowym polskim jeziorze. Tak więc najpierw fitoplankton,. To on jest głównym składnikiem tzw. zakwitów, które w sytuacjach ekstremalnych są przyczyną letnich przyduch w jeziorach a nawet groźnych chorób zwierzat i ludzi. Fitoplankton jest pokarmem zooplanktonu. Zooplankton z kolei, pożerany jest przez drobne ryby a te przez drapieżniki. Spójrzmy więc co się dzieje w jeziorze ogołoconym ze szczupaków. Rozrastają się szybko populacje ryb spokojnego żeru, których narybek w krótkim czasie ogranicza znacznie ilość zooplanktonu. To z kolei jest przyczyną inwazji fitoplanktonu. Efekt wizualny dla wędkarza jest oczywisty – „brudniejsza” woda . Woda o mniejszej przezroczystości to w rezultacie mniej światła w strefie przybrzeżnej. Im mniej światła tym gorsze warunki dla rozwoju roślinności wodnej. Następuje więc stopniowy zanik litoralu - strefy, w której większość gatunków składa ikrę. W tej strefie także znajdują schronienie wylęg i narybek. To jednak nie koniec. Za pogorszeniem warunków tlenowych idą liczne choroby, które osłabiają i tak już słabe populacje wszystkich ryb. Efekty jak widać mogą być wręcz katastrofalne. Degradacja środowiska wodnego, stopniowe wymieranie pewnych gatunków ryb związanych z czystą wodą – to widzimy na każdym kroku. Rzecz jasna szczupak, jako typowy wzrokowiec, nie czuje się dobrze w wodach o małej przezroczystości. Zachodzi więc tu sprzężenie zwrotne – mało szczupaka – niekorzystne zmiany środowiskowe – jeszcze mniej szczupaka, itd. 

Oczywiście nie chcę nikogo przekonywać, że główną przyczyną  degradacji większości polskich jezior jest zanik populacji szczupaka. Bezpośrednią przyczyną tego zjawiska jest oczywiście niekontrolowany dopływ biogenów do naszych wód a w tym przypadku winna jest przede wszystkim turystyka, tylko w małej części zorganizowana właściwie. Brak skanalizowanych pól namiotowych i mała świadomość ekologiczna turystów to tylko najważniejsze hasła. Działania dobrego gospodarza powinny więc być wielotorowe. Od czego zacząć? Z pewnością od prób powstrzymania degradacji środowiska. Czy jednak drogą do celu są słynne -

 

ODŁOWY ODCHWASZCZAJĄCE?

 

     Co to właściwie jest i czemu ma służyć? Teoria jest pozornie do przyjęcia – szybkie usunięcie z danego zbiornika części nadmiernie rozrośniętej (a więc najczęściej skarłowaciałej i chorej) populacji ryb mniej cennych z punktu widzenia wędkarzy. Zwykle chodzi o leszcze, krąpie czy płoć. Dlaczego pozornie do przyjęcia? Od razu nasuwa mi się tu proste porównanie  - to tak, jakbyśmy próbowali naprawić wieżę z klocków, przez wyciąganie kolejnych jej elementów ze środka. Parę razy może się udać ale po kolejnym „zabiegu” konstrukcja nie wytrzyma i runie! Aby nasz wieża była piękna i trwała, należy zadbać przede wszystkim o jej podstawę.

Jak to wygląda w praktyce? Wystarczy sięgnąć do spostrzeżeń wędkarzy, którzy byli świadkami takich odłowów. Niestety często prowadzone one są w nie najlepiej wybranym terminie (tarło gatunków cennych) a rybacy odławiający dany zbiornik nie zawsze trzymają się tzw. założeń wstępnych. Okazuje się, że niezwykle trudno jest im wypuścić dodatkowo złowione drapieżniki, duże leszcze, liny, węgorze, itd. Mówiąc krótko – wszystko, co można szybko sprzedać.

Może więc, znając temat, zastosować właśnie szczupaka do regulacji pogłowia ryb mniej cennych? Wystarczy wpuścić go odpowiednio dużo (i oczywiście pilnować!) a z pewnością poradzi sobie z każdą osłabioną nadmiernie rozrośniętą populacją. Oczywiście jeszcze lepszym rozwiązaniem byłaby ochrona naturalnych tarlisk i samego tarła.  To jednak odrębny temat. Kolejnym krokiem musiały by być specjale przepisy i działania chroniące drapieżnika przez kilka lat. Efekt jednak byłby fantastyczny – zdrowe, czyste jezioro z mnóstwem szczupaków – gotowe łowisko specjalne!

Duży szczupak z łatwością radzi sobie nawet ze sporym leszczem.

Trudne? Zgadzam się. W naszej tragicznej sytuacji łatwych rozwiązań po prostu nie ma! Niestety zabieg ten nawet teoretycznie nie jest możliwy do zastosowania we wszystkich zbiornikach wodnych. Tam, gdzie przezroczystość wody jest niewielka dominujący drapieżnikiem będzie zawsze sandacz. Nie ma więc sensu forsować szczupaka tam, gdzie nie ma szans stworzyć silnej populacji.

Poza tym należy stwierdzić, że odłowy mające na celu regulację pogłowia gatunków mniej cennych są w wielu wypadkach niezbędne. Środowisko zostało zdegradowane w taki sposób, że oparcie działań wyłącznie o popieranie drapieżników nie może przynieść oczekiwanych rezultatów. Wędkarze muszą pogodzić się z koniecznością obecności sieci na większości swoich łowisk. Oczywiście mówimy tu o działaniach przypominających zabiegi chirurgiczne – prowadzonych z uwagą i troską odłowach wybranych gatunków a nawet wybranych roczników tych gatunków. Nowoczesne narzędzia rybackie umożliwiają takie odłowy. W wodach dzierżawionych przez PZW wskazany byłby ponadto nadzór wędkarzy nad takimi działaniami. Pozostaje mieć nadzieję, że prywatni dzierżawcy sami dojdą niedługo do wniosku, że warto ograniczyć odłowy drapieżników i postawić na wędkarstwo.

 

No dobrze – powiecie, może kiedyś stworzymy lepsze warunki dla rozwoju populacji szczupaka. Co jednak zrobić abyśmy mogli łowić - 

 

WIĘCEJ OKAZÓW?

 

     Jak wiadomo chętnych do łowienia szczupaka w jest wielu. Jest to jedna z najprostszych do złowienia ryb. Na dobrą sprawę nie potrzeba wyszukanego sprzętu -  zanęt i całego tego „majdanu” niezbędnego do skutecznego łowienia na spławik. Na dodatek wielu spinningistów na przykład, uważa swoją ulubioną metodę za „lepszą” i z pogardą patrzy na tzw. „spławikowców”. Świadczy to o małej wiedzy na temat wędkarstwa, braku tolerancji i samokrytycyzmu. Wędkarza należałoby raczej oceniać biorąc pod uwagę jego ogólną postawę wobec środowiska, świadomość pozytywnych i negatywnych zmian jakie może spowodować a nie to, czy na końcu zestawu wisi robak czy najdroższy wobbler.

Tak więc szczupaki chce łowić wielka rzesza starych ale przede wszystkim młodych wędkarzy. W zdecydowanej większości są oni wyznawcami szybkiego, intensywnego życia. Nie mają czasu na długie przygotowania wypraw wędkarskich. Spinning jest dla nich po prostu stworzony. I nic w tym dziwnego. Na świecie metoda ta robi zawrotną karierę a w USA – kraju 50ciu milionów wędkarzy, około 90% z nich to właśnie spinningiści! Trudno sobie wyobrazić, by w czasach skoków na bungie, wyścigów ulicznych na szybkich motorach czy wspinaczki na wieżowce bez zabezpieczeń, młodzież przyciągnęły do wędkarstwa połowy karasi czy krąpików! Potrzebujemy więc okazów szczupaka. Żaden chyba rodzimy gatunek nie jest w stanie w takim stopniu „podnieść poziomu adrenaliny” przy tak małych nakładach. Dorasta do wielkich rozmiarów, bierze chętnie i pięknie walczy. Jestem pewien, że każdy, kto widział ponadmetrową bestię połykającą jego przynętę metr czy dwa od szczytówki zgodzi się ze mną! OK. – tylko jest jeden problem – bestia musiała rosnąć 10 – 15 lat aby osiągnąć te zapierające dech w piersiach rozmiary! 15 lat! Czy ktoś z kolegów prezentujących z dumą złowiony okaz zastanowił się, że żył on tyle co np. jeden z członków jego rodziny? Czy naprawdę koniecznie trzeba go zamordować? W dobie tanich i dobrych aparatów fotograficznych, swój połów można uwiecznić dla potomnych bez konieczności zabijania ryby. A wtedy odpływa ona i dalej rośnie. Każdy z nas może ją złowić jeszcze wiele razy. Tak to się odbywa w wielu krajach Europy i za oceanem. To dlatego metrowy szczupak nie jest tam żadnym wydarzeniem!

Darowanie życia wielkiej rybie daje co najmniej tyle samo radości, co jej złowienie!

Jest więc jasne, że jeśli nie zaczniemy okazów wypuszczać, jak to się robi w wielu krajach na świecie, to wkrótce przestaniemy je łowić w ogóle. Coraz mniej jest bowiem „tajnych rewirów” – górek gdzieś na środku jeziora, trudnych do znalezienia i obłowienia. W epoce GPS-ów, echosond, szybkich łodzi i coraz doskonalszego sprzętu wędkarskiego, dobranie się do skóry najlepiej ukrytym do niedawna bestiom jest tylko kwestią czasu.

 

     Jakie jest Wasze zdanie na temat szczupaków w naszych wodach Koledzy? Czy jest go rzeczywiście dużo czy wręcz przeciwnie? Czy wypuszczanie okazów w naszych, polskich realiach ma szansę na powodzenie? Spróbujmy zastanowić się wspólnie nad tym problemem.

Niech to będzie początek wielkiej dyskusji.

 

Piotr Piskorski

Wiadomości Wędkarskie 2003

 

EKOSYSTEM -  jest to jednostka ekologiczna obejmująca biocenozę (zbiór populacji zamieszkujących jakiś teren) i biotop (środowisko tych populacji).

 

PLANKTON  -  jest to ogół najczęściej drobnych organizmów wodnych, unoszących się biernie z falami i prądami w toni (prześwietlonej strefie) oceanów, mórz i wód słodkich.

 

FITOPLANKTON  - drobne rośliny (głównie sinice, okrzemki, zielenice) wchodzące w skład planktonu.

 

ZOOPLANKTON  -  drobne zwierzęta (głównie pierwotniaki, wrotki, skorupiaki) wchodzące w skład planktonu.

 

Udostępnij

SZCZUPAKI – NASZE BOGACTWO NATURALNE Z ichtiologią na ty Szczupak, ichtiologia, ochrona ryb

Data utworzenia

wt., 14/09/2021 - 14:18

Data modyfikacji

wt., 14/09/2021 - 14:24