Zobaczyć Deltę Wołgi i ... wrócić tam jak najszybciej!

Wołga to najdłuższa rzeka Europy. Wypływa ze Wyniesienia  Wałdajskiego i po 3530 km uchodzi do Morza Kaspijskiego dostarczając do tego największego na świecie, bezodpływowego zbiornika aż 75% wody. Równie imponująca co sławna nie tylko wśród wędkarzy jest delta Wołgi. Ma ona około 200 km szerokości  i powierzchnię 19 tys. km2. Jest to niezwykle bogaty we florę i faunę obszar objęty ochroną rezerwatową. Około 90% terenu jest niezamieszkałe przez człowieka i dostępne jedynie łodzią. Tysiące krętych kanałów i rozlewisk  i mokradeł porośniętych głównie trzciną zamieszkuje około 70 gatunków ryb oraz ponad 80 gatunków ptaków ze wspaniałym orłem bielikiem na czele.

Dzięki redakcji pisma „Rybolov” i firmie Salmo Latvia mieliśmy przyjemność spróbować tam swoich sił w połowie drapieżników w pierwszej połowie sierpnia. Mogę powiedzieć jedno - jeśli jeszcze tam nie byliście to radzę o tym pomyśleć.

Kwitnące pola lotosów to cud natury!

Jest wiele miejsc na świecie w których chciałbym zarzucić wędkę. Bez wątpienia jednak będę teraz często myślał o kolejnej wizycie w Delcie Wołgi. Zwłaszcza, że w ciągu kilku dni, które tam spędziliśmy, można było zaledwie lekko posmakować jej przytłaczającego piękna i obfitości. W czasie tej krótkiej wyprawy odwiedziliśmy dwie bazy firmy Night Flight – „Delta” i „Wołga”. Obie bazy wzbudziły nasz podziw i uznanie. Zarówno lokalizacja jak i standard zakwaterowania, wyżywienia i obsługa były bez zarzutu. Śmiało będę polecał obie te miejsca wszystkim znajomym wędkarzom.

Większość czasu spędziliśmy w bazie „Delta”, usytuowanej na styku delty i Morza Kaspijskiego. Najbliższym miastem był sławny z kawioru Astrachań. Samo miasto, którego korzenie sięgają XIII wieku warte jest osobnej wycieczki i zwiedzenia wszystkich jego wspaniałych zabytków. Naszym zadaniem było jednak sprawdzenie skuteczności przynęt Salmo w połowie tutejszych szczupaków. Oczywiście mieliśmy zamiar obalić teorię mówiącą, że bardzo trudno złowić tu sztukę większą niż 3 kg. Zadanie to okazało się niełatwe do wykonania. Ale też jak wspomniałem czasu mieliśmy niewiele i mam wrażenie, że następnym razem poszukamy okazów w nieco innych miejscach. Połowiliśmy oczywiście całkiem nieźle. Były to jednak ryby w przedziale 0,8 – 3,5 kg. Jeden okaz o długości 100 cm, złowiony na Slidera przez Ewarysta niczego właściwie nie dowodzi. Było on wyjątkowo chudy i sprawiał wrażenie, że nie za dobrze się czuje w tym miejscu.

Pierwsza metrówka Ewarysta.

Biorąc pod uwagę specyfikę łowisk, które pokazali nam przewodnicy oraz warunki pogodowe, które zastaliśmy nie ma się co dziwić. Te kilka dni łowiliśmy praktycznie w takich samych miejscach – w rozlewiskach o głębokości 0,5 – 1 m, porośniętych gęsto roślinnością zanurzoną. Roślin było tak wiele, że często nie dało się w ogóle poprowadzić między nimi przynęty. W innych niemal za każdym rzutem wyjmowaliśmy fragmenty zielonych badyli na kotwiczkach wobblerów. Woda była bardzo przejrzysta a jej temperatura przekraczała z pewnością 30*C! Temperatura powietrza zaś dochodziła do 42*C. Są to warunki, w których „normalne”, europejskie szczupaki są bliskie udaru cieplnego a już na pewno nie mają najmniejszej ochoty na jedzenie.

Dopiero wieczorem temteratura robiła się znośna.

Wołżańskie krokodyle zachowywały się jednak całkiem inaczej. Generalnie były bardzo aktywne w ciągu całego dnia. Notowaliśmy jednak okresy, w których brania występowały w każdym rzucie! Na dodatek na przekór teorii wszystkie drapieżniki walczyły w tej ekstremalnej temperaturze bardzo energicznie do samego końca. Nawet wyjęte z wody były trudne do utrzymania w rękach. Łowiłem szczupaki w wielu miejscach na świecie ale podobnie waleczne spotkałem jedynie w Irlandii. Zarówno irlandzkie, jak i wołżańskie nie są tak „brzuchate”. Raczej smukłe, walcowate i szerokie w karku. Wspaniałe, pięknie ubarwione ryby! Domyślam się, że większe sztuki walczą tam równie dzielnie. Jest to zupełnie wystarczający powód, żeby zawitać do bazy „Delta” raz jeszcze i poszukać ich. Myślę, że skoro jest tam tak wiele małych osobników, to również możliwe jest spotkanie prawdziwego okazu. Nie ma sensu natomiast szukać ich na prześwietlonej, gorącej wodzie o głębokości 1 m. Może należało skupić się na obławianiu głębszych kanałów o „pływających”  brzegach? Może trzeba było poszukać głębszych dołów na rozlewiskach? A może po prostu lepiej poczekać na jesień, kiedy woda schłodzi się i okazy pojawią się na płyciznach w poszukiwaniu tłustych okoni i wzdręg. Tak czy inaczej jest to wyzwanie, które chętnie podejmę w przyszłości. Zdjęcia zdobyczy gości bazy Delta, które mogliśmy podziwiać na jej ścianach, świadczą, że w okolicy pływają (a właściwie pływały) sztuki dobrze powyżej metra długości.

Kiedy biorą bolenie ...
 
Jak widać duże szczupaki też się trafiają ...
 
Na takiego bolenia warto byłoby kiedyś jeszcze tutaj zapolować!

Ilość ptactwa w delcie zapiera dech w piersiach!

Na większości łowisk szczupakowych, które odwiedziłem, receptą na złowienie okazu było używanie dużych przynęt. Niezawodne zwykle okazywały się odpowiednio poprowadzone jerkbaity. Okazało się jednak, że tutejsze drapieżniki, przy średniej masie 1,5 kg, gustują raczej w małych przynętach. Tak więc większość dużych jerkbaitów pozostała bezużyteczna. Skuteczne okazały się oczywiście średnie Slidery i wobblery takie, jak np. Pike 11. Bardzo skuteczne okazały się poczciwe obrotówki, którymi Rita i Normunds w mistrzowski sposób wyłuskiwali szczupaczki, okonie i wzdręgi praktycznie z każdego miejsca. Doskonale sprawdziły się również przynęty powierzchniowe.

Na Rovera brały zarówno szczupaki ...

... okonie ...
 
... jak i wzdręgi, które dawały się wyjąć nawet pomomo odpietej agrafki ;o)

Rozlewiska porośnięte niemal do powierzchni roślinnością to modelowe łowiska dla tego rodzaju przynęt. Przynęty powierzchniowe rzadko potrafią być skuteczniejsze od klasycznych, szczupakowych „pewniaków”. Łowienie nimi jest jednak tak fantastyczną zabawą, że już po pierwszym braniu ciężko jest wrócić do klasycznych wobblerów. Połowiliśmy więc zarówno na Salmo Poppera jak i na Rovera – typowego stickbaita, ślizgającego się jak wąż po powierzchni wody. Na obie te przynęty zresztą brały nie tylko szczupaki ale też okonie i czerwonopłetwe, grube wzdręgi. Aby złowić któryś z tych gatunków wystarczyło zresztą założyć mniejszą przynętę. Jedyny problem stanowiła konieczność używania przyponów stalowych. Każda próba łowienia bez przyponu kończyła się najdalej w piątym rzucie obcięciem przynęty przez szczupaka. Do takiego łowienia nie byliśmy jednak przygotowani. Następnym razem zabiorę na pewno delikatny spinning i cienką żyłkę zakończoną wolframowym przyponem o wytrzymałości 2-3 kg. Zabawa z grubymi wzdręgami może być przednia!

Wzdręgi były tłuste i waleczne.

Opowiadając o połowach w rozlewiskach koło bazy „Delta” nie mogę pominąć unikalnych wrażeń związanych z obserwacją wodnego środowiska. Dzięki doskonałej przejrzystości wody i niewielkiej głębokości, praktycznie cały czas z zapartym tchem oglądaliśmy ryby  niemal wszystkich gatunków zamieszkujących deltę Wołgi. Wielkie stada wzdręg i okoni, kilkukilogramowe sazany i sumy, przepiękne, złoto – zielone,  2-3 kg liny, leszcze, karasie no i oczywiście szczupaki pływały dookoła naszej łodzi jakby biorąc udział w przedstawieniu pt. „Życie delty z bliska”. To były niesamowite i niezapomniane wrażenia. Warto też zakładając maskę do nurkowania i płetwy odwiedzić ryby w ich środowisku. Ma się wręcz wrażenie pływania w zbiorniku w sklepie rybnym!

Porośnięte rogatkiem płycizny o super czystej wodzie pełne były ryb ...

Obfitość ryb powoduje, że możliwy jest model wędkarstwa, który widziałem poza deltą jeszcze jedynie w USA. Chodzi o wędkowanie rodzinne. Kilka razy obserwowałem tu z zazdrością całe rodziny wspólnie łowiące z jednej, dużej łodzi. Niestety w Polsce nie ma już praktycznie łowisk, gdzie typowego, niecierpliwego, młodego człowieka można zarazić wędkarstwem. Do tego bowiem niezbędne są brania i to nie jedno na godzinę...

Wędkowanie rodzinne "russian style".

Delta Wołgi w moim kraju sławna jest przede wszystkim z wielkich boleni i sumów. Zachęcająco brzmiały też opowieści miejscowych przewodników i wędkarzy, którzy byli tu kolejny raz. Według relacji jednego z nich rekord bazy „Delta” to boleń o długości 110 cm i masie 11 kg! Należało ich szukać w kanałach o żółto – brunatnej wodzie i widocznym nurcie. Z uwagi na panujące upały aktywność boleni zwiększała się o świcie i tuż przed zmierzchem.  Widać wtedy było pojedyncze ataki na drobnicę w okolicach zwalonych w nurcie drzew i tuż przy brzegu, pod nawisami z gałęzi. Trochę żałuję, że tylko jeden, krótki poranek przeznaczyliśmy na poszukiwanie tych drapieżników. Dopiero ostatniego dnia pobytu udało nam się wraz z Iwanem zerwać i wypłynąć wcześnie przed śniadaniem. Rewelacji nie zanotowaliśmy ale trzy małe bolenie potwierdziły skuteczność woblera  Salmo Thrill nawet w tych specyficznych warunkach. Dla mnie ważne było to, że dzięki braniom wyłącznie na Thrilla udało mi się przekonać do tej przynęty kolejnego niedowiarka jakim był na początku Iwan.

Królestwo sumów i boleni - niewielkie odnogi Wołgi przed trzcinowymi "razkatami". 

 W bazie „Wołga” spędziliśmy jedynie dwa dni próbując swoich sił w połowie sumów i sandaczy na trolling. Niestety wyniki nie były rewelacyjne. Złowiliśmy kilka ryb ale były to głównie małe szczupaki. Królową trollingu okazała się Rita, która złowiła również szczupaki i sandacze na Salmo Bullheada 8SDR.

Bullhead SDR sprawdził się w trollingu ale tylko na szczupaki.
Okonie w delcie były bardzo żarłoczne!

Żaden sum nie skusił się niestety na nasze przynęty. Nie należy oczywiście tych wyników brać zbyt poważnie. Pierwsza, krótka wizyta i kilka godzin ciągnięcia przynęt za łodzią nie świadczy o niczym. Z drugiej jednak strony, jeśli dać wiarę opowieściom przewodników, to nie ma się co dziwić. Jeden z nich opowiadał, że w ubiegłych latach kilka brań sumów w ciągu jednego dnia trollingu to był standard. W tym roku na swojej łodzi widział jednak dopiero dwie ryby i to nie największe. Dodał też, że według niego przewodnicy z kilku okolicznych baz wędkarskich (podobno jest ich 35ciu) w ciągu czterech ostatnich lat złowili i zabili około 60 ton sumów. Może to jest przyczyna naszego niepowodzenia? Z pewnością zabijanie wszystkiego co da się złowić niezbyt dobrze wróży przyszłości tych pięknych łowisk. Na miejscu gospodarzy baz i przewodników zastanowiłbym się co będzie jeśli wszyscy łowcy sumów przeniosą się nad Pad do Włoch albo Ebro w Hiszpanii!

Tam bowiem w trosce o przyszłość biznesu wędkarskiego te ogromne drapieżniki po złowieniu i zrobieniu zdjęcia po prostu wypuszcza się.

Ciężko było żegnać się z gościnną deltą!

Jeszcze teraz, kiedy zamykam oczy, widzę falujące na wietrze łany różowych lotosów, uciekające prze dziobem łodzi setki wzdręg i startujące do lotu stada łabędzi.

OK. – to kiedy jedziemy?

Piotr Piskorski

Udostępnij

Zobaczyć Deltę Wołgi i ... wrócić tam jak najszybciej! Z wędką świat - relacje z wypraw

Data utworzenia

pon., 31/05/2021 - 19:25

Data modyfikacji

pt., 30/07/2021 - 17:07